środa, 7 września 2011

Do I dazzle you?

W zasadzie wampiry nigdy mnie nie kręciły. Widziałam kilka lat temu "Buffy" i "Anioła", ale nie ze względu na wampiry — to po prostu były ciekawe seriale. Same wampiry zawsze wydawały mi się trochę nudne. Ale w końcu w zeszłym roku, rozbawiona artykułem z Rolling Stone, zaczęłam oglądać "Pamiętniki wampirów" i "Czystą krew", a potem poszło jakoś z górki i okazało się, że wampiry mogą być całkiem interesujące — choćby ze względu na to, że ich status nie jest quo.

Wampirów jest teraz tyle rodzajów, w ilu filmach, serialach i książkach występują. Z jednej strony mamy więc archetypiczne wampiry z naszej wyobraźni, które sypiają w trumnach, zmieniają się w nietoperze, mają kły i czarne peleryny, boją się czosnku i krzyży, giną od wody święconej i światła słonecznego, nie mają odbicia w lustrze i spijają krew ze śpiących dziewic. Z drugiej, mamy wampiry z "Buffy", z "Czystej krwi", czy z "Pamiętników wampirów", które czerpią z tego archetypu, ale różnią się od siebie różnymi kluczowymi detalami. A na deser mamy rzeczy takie, jak "Adventure Time" i Marceline, która nie tyle pije krew, ile żywi się kolorem czerwonym.

Za tymi zasadami trudno nadążyć. W "Bufffy" zabite wampiry zmieniają się w popiół, a w "Czystej krwi": w krwawą papkę. Dla bohaterów "Pamiętników wampirów" werbena i ugryzienia wilkołaka są zabójcze, chociaż w "Buffy" ani jedno, ani drugie nie stanowi zagrożenia. W "Czystej krwi" wampir, który nie położy się spać, traci siłę i zaczyna krwawić (z oczu, uszu...), a w "Pamiętnikach wampirów" nie wydaje się, żeby wampiry w ogóle sypiały. Sedno tkwi w tym, że jeśli autor planuje wykorzystać wampiry w swojej pracy, musi stworzyć im całą mitologię, a potem efektywnie przedstawić ją odbiorcy. I odbiorcy to rozumieją, nikt się nie pyta, skąd te wszystkie rozbieżności.

Ale problem pojawia się, kiedy zaczyna się mówić o wampirzej mitologii "Zmierzchu".

Żeby było jasne: "Zmierzch" to nie jest dobra seria. Cały romans Edwarda z Bellą to jakiś pastisz, a nie ekscytująca historia najprawdziwszej miłości. Całość jest źle napisana, a przez to okropnie absurdalna. W dodatku niewiele rzeczy jest tam czytelnikowi pokazane, ale wszystko się czytelnikowi mówi. Autorka zdecydowanie nie słyszała o zasadzie "show, don't tell". Są dziesiątki powodów, dla których warto o tej serii mówić źle, ale ludzie uparli się skupić na tym, że te wampiry to nie wampiry.

I ja w tej chwili się pytam: dlaczego? Wampirza mitologia "Zmierzchu" drastycznie odbiega od większości innych krążących obecnie w popkulturze, ale dlaczego wszyscy się tak na nią rzucają? Jeśli Stephanie Meyer udało się stworzyć cokolwiek godnego uwagi, to wampirza mitologia jest jedynym kandydatem do tego tytułu.

Wampiry w "Zmierzchu" nie sypiają, są szybkie, silne i nieprzyzwoicie atrakcyjne, żeby łatwiej przyciągać swoją zwierzynę (tak, ludzi). Są właściwie niezniszczalne: żeby wampira zabić, trzeba go rozczłonkować i spalić tak, żeby nic z niego nie zostało (bo oderwane kończyny z powrotem przyrosną, jeśli mnie pamięć nie myli). Wampiry nie rosną w siłę z wiekiem, najsilniejsze są przez mniej-więcej rok po przemienieniu, bo wówczas mają jeszcze w ciele resztki ludzkiej krwi, co wydaje mi się jednym z najlepszych (i niewielu dobrych) pomysłów, jakie Stephanie Meyer kiedykolwiek miała. Kiedy już zaczną pić krew, prawie niemożliwe jest dla nich opanowanie się przed wyssaniem całej krwi ze swojej ofiary. Jeśli jednak im się uda, w zębach mają jad, który boleśnie przemienia ofiarę w wampira. I to wszystko ma sens: wampiry to napędzane krwią, idealne drapieżniki i tak też są opisane. Te wampiry skopałyby tyłki wampirom obecnym w wielu innych książkach. I o ile migotanie w słońcu nie brzmi przerażająco, to film robi wszystko, żeby to uzasadnić i wykorzystać. Rozrywane na kawałki wampiry okazują się być niczym z marmuru — i to ma sens. Jeśli ich skóra jest tak twarda i chłodna, to skutkiem ubocznym jest migotanie w słońcu. I ja jestem to w stanie kupić.

Jeśli coś w "Zmierzchu" nie ma sensu, to supermoce przejawiane przez niektóre wampiry. Te rzeczy są już po prostu wyciągnięte przez autorkę znikąd i funkcjonują głównie jako preteksty do pchnięcia fabuły do przodu, ale nie na tym skupia się powszechna krytyka.

Irytują mnie komiksy, w których Blade albo Buffy są wysłani, żeby zamordować Edwarda tylko dlatego, że jest "gorszym" wampirem od innych obecnych w popkulturze. Wampiry ze "Zmierzchu" są inne, ale nie są gorsze jako takie — są po prostu o wiele, wiele gorzej napisane i mają nieszczęście być bohaterami najgorszego romansu naszego pokolenia. Chciałabym, żeby ludzie czasem pamiętali, że problemem nie jest migotanie w słońcu — problemem ze "Zmierzchem" jest wszystko inne.

11 komentarzy:

  1. Pamiętam jeszcze czasy gdy synonimem wampira-cioty nie był Edward a wampiry od Annie Rice, jednak już jak przez mgłę. Wampiry Meyer są jednak niespójne - niby jad jest w ustach, ale Edek daje radę go swoimi wyssać Belli. I niby jad zastąpił wszystkie płyny tak skutecznie, że zapładnia ludzką dziewczynę. I Bella pachnie tak pięknie, że każdy chce ją schrupać, a po dokładniejszym opisaniu jej zapach przypomina kwiaty.
    Ale fakt, widywałam głupiej wymyślonych krwiopijców i to nie komediowych, ale nie jestem ich fanką i nie śledzę fanatycznie. Jednak cały diss na wampiry Meyer jest powiązany z dissem na książkę - przecież jeśli coś jest tak bardzo złe, nie możemy przyznać że tak, ma kilka zalet, prawda?
    Mnie się w ogóle nie podoba demonstrowanie innym jak to ich bohater powinien zginąć bo nie jest fajny, a gdy już dochodzi do fikcyjnego mordowania celebrytów czy innych żywych ludzi, oddalam się sprzed oblicza takiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie trudno się spodziewać spójności w książkach, w których wszystko jest podporządkowane wygodzie autorki i rzeczy dzieją się dlatego, że fabuła musi dojść do pewnego z góry założonego momentu, a nie dlatego, że logicznie wynikają z sytuacji lub czegokolwiek innego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Problem ze Zmierzchem jest taki, że tyle nastolatek się tym podnieca tylko ze względu na Pattinsona i tego, że to romansidło, że reszcie się odechciewa w tym doszukiwać czegoś głębszego. To tak jak z High School Musical. Taka masówka.

    OdpowiedzUsuń
  4. rzeczowa dyskusja o zmierzchu
    smutek :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli to ma dla Ciebie jakieś znaczenie to przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, bo zwróciłaś uwagę na ciekawą rzecz. Aż nie mam co dodać.
    Może jedynie, że nie wiem jak to się stało ale jestem tą, która to przeczytała, i za pierwszym razem nie zauważyłam tego jak miałkie to jest. Po prostu dobrze mi się czytało. Dopiero za drugim uderzyło mnie jak kiepskie to jest o.o"

    OdpowiedzUsuń
  6. język polski ginie w narodzie

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi, droga Nar, wydaje się, że będąc "mentalną masochistką", nie mogłaś nie napisać tak durnego komentarza pod tą notką. Po prostu czekasz, aż zaczniemy po Tobie jechać. Nie doczekasz się. Po prostu tu nie wracaj, skoro tak bardzo tutejszy poziom ci "uwłacza".

    Co do notki. Odkąd w moje ręce wpadła Ann Rice (nie dosłownie :p) wampyry stały się moimi ulubieńcami. Nawet mój pierwszy mężczyzna został przeze mnie zauważony przez podobieństwo do Alucarda. Śledzę te urocze stwory praktycznie na wszystkich frontach medialnych i muszę powiedzieć, że wszystkie ich rodzaje mi się podobają. Nawet w Zmierzchu wkurwiło mnie nie to, że cholerne wampyry mogły chodzić do szkoły tylko w pochmurne dni, ale ogólna głupota całej fabuły i debilnie skonstruowana postać Belli. I oczywiście EmoEdward. Polecam angielską serię książek dla dzieci o rodzinie wampyrów mieszkających w zamku w Szkocji. Jak tylko przypomnę sobie tytuł, to przytoczę xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Achaja, nar chyba mówiła, że Zmierzch jest mialki, nie mój blog?...

    OdpowiedzUsuń
  9. oh, to tak można było tę wypowiedź zinterpretować?;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety nieumiejętność napisania sensownie brzmiących i zrozumiałych zdań przez wyżej wypowiadającą się osobę o nicku Nar, uniemożliwia stwierdzenie ze 100% pewnością, co chciała przekazać internetom ta Pani.

    ~ oficjalne oświadczenie wydane przez negocjatora CBŚ

    OdpowiedzUsuń
  11. Sądzę, że gdyby nie film to Zmierzch nie zdobył by takiej sensacji. Ja jakoś zawsze odrzucałam wampiry i krytykowałam je jak tylko mogłam. Ale ostatnio zrozumiałam, że ta niechęć jest wywołana właśnie przez film Zmierzch. Ostatnio zaczęłam do siebie "przyciągać" więcej rzeczy o wampirach i polubiłam to. Zaczęłam niedawno też czytać książkę Zmierzch, jestem dopiero na 200 stronie i jak na razie nie mam zastrzeżeń. Fajnie się czyta, tak na zabicie czasu, ale fanką Zmierzchu to nie zostanę. Co by tu jeszcze dodać... A no tak, co do Roberta w roli Edwarda to ja nie czaję tej podniety od większości nastolatek, Choć np. lubię Cedrika z Harrego Pottera, a przecież jest grany przez Roberta, Ja przymykam na to oko i staram się patrzyć na niego jako aktora, a na Cedrika tego który jest w książce, I z Edwardem staram się robić tak samo i już problemu z jego zaakceptowaniem nie mam ;P

    OdpowiedzUsuń