![]() |
Tym motywem Steven Moffat zapracował na brokatowy basen. |
"Sherlock Holmes" Guya Ritchie'ego to jeden z moich ulubionych filmów na świecie. Dwa lata temu, kiedy oglądałam go po raz pierwszy, było to dla mnie zaskakujące, ale dzisiaj całe Holmesowe uniwersum jest bliskie mojemu sercu. Zaczęłam czytać książki Doyle'a i okazało się, że wbrew temu, co zapamiętałam z podstawówki, są fantastyczne. Potem przyszedł "Sherlock", serial Moffata i Gatissa, i mimo pewnej wtórności, którą czułam względem filmu Ritchie'ego, był to serial przyjemny, nawet jeśli mózg mi od jego cudowności nie eksplodował. Robert Downey Jr. miał tak ogromną przewagę nad Benedictem Cumberbatchem, że nie przypuszczałabym nigdy, jak drastyczne zmiany zajdą w tym rankingu w 2012 roku.
Tymczasem mamy styczeń 2012 roku, kiedy to w prawym narożniku stanęła "Gra cieni", a w lewym - drugi sezon serialu BBC i wygląda na to, że BBC pokona Hollywood przez spektakularny nokaut.

Tak naprawdę mój główny zarzut wobec tego filmu to wtórność. "Sherlock Holmes" zachwycił mnie kreatywnym podejściem do tematu, reinterpretacją Holmesa. To był film, który powstał, bo ktoś miał konkretną historię do opowiedzenia. "Grze cieni", niestety, tego brakuje. Nie powstała po to, by opowiedzieć historię. Powstała dlatego, że pierwszy film się sprzedał. Jeśli powstanie trzecia część, nadal z chęcią pójdę na nią do kina, ale fajerwerków już się nie spodziewam. Chyba że dosłownych - bo fajerwerków i przepięknych wybuchów w "Grze cieni" jest ogrom.
Tymczasem "Sherlock"... "Sherlock"!
Tymczasem "Sherlock"... "Sherlock"!
![]() |
Takie zdjęcia promocyjne tylko w BBC. |
Drugi sezon "Sherlocka" był wyśmienity. "A Scandal in Belgravia" fabularnie nie był najlepszą rzeczą, jaką widziałam, ale relacje między bohaterami nadrabiały to z nawiązką. Miałam wrażenie, że fabuły zabrakło im w połowie odcinka, ale to nie było aż tak istotne w obliczu relacji Sherlock-Irene i samego rozwoju Sherlocka jako postaci. "The Hounds of Baskerville" to chyba moja ulubiona wersja historii o psie Baskerville'ów. Trzymała mnie w napięciu i była naprawdę dobrze skonstruowana, a do tego nieprzewidywalna, mimo że przecież wszyscy już tę opowieść znają. I wisienka na torcie, "The Reichenbach Fall". Tak się właśnie robi złowieszczego Moriarty'ego, państwo filmowcy z Hollywoodu. Tak się pokazuje jego walkę i ostateczne starcie z Sherlockiem. Tak się tworzy dramatyczną scenę upadku. Tak się robi finałowy cliffhanger. Nie wspominając już nawet o tym, że cały plan Moriarty'ego na pokonanie Sherlocka i wszystko, co się z Sherlockiem działo w drugiej połowie tego finału trafia w moje najskrytsze upodobania aż za bardzo. Nadal mam dreszcze, kiedy myślę o tych ostatnich scenach.
Oglądając drugi sezon "Sherlocka", czułam, że po pierwszym sezonie scenarzyści zrozumieli, co chcą tym z tym serialem zrobić i byłam zachwycona rezultatami ich pracy. Skupili się na rozwoju postaci, zwłaszcza na relacjach Sherlocka z otaczającym go światem, i czułam ciągłość tej historii. Przy tym nie zapominali o okraszeniu całości fantastyczną dozą cudów XXI wieku i - co pewnie najważniejsze - o przyzwoitych zagadkach i adwersarzach dla swojego detektywa. I znowu, może mój zachwyt jest spowodowany tym, że moje oczekiwania nie były wygórowane, ale o ile po pierwszym sezonie polecałam "Sherlocka" od niechcenia, o tyle po drugim polecam go gorąco wszystkim. Oglądajcie, kiedy tylko możecie.
Mimo kilku podobieństw między "Sherlockiem" BBC
a "Sherlockiem Holmesem" z kin, tym razem to film wypada blado.
Może dlatego, że w serialu dużo bardziej widać miłość do materiału
źródłowego. Trudno mi powiedzieć. Wiem tyle, że to był bardzo Sherlockowy styczeń. Bawiłam się wyśmienicie i nie zamierzam przestawać. Biblioteczny Conan Doyle leży na mojej komodzie i czeka na mityczne po-sesji (jak wszystko inne), a chwilowo będę sobie prawdopodobnie zabijać po 90 minut drugim sezonem telewizyjnego "Sherlocka". Nic lepszego w tym styczniu spotkać mnie nie może.
I na deser: Sherlocki w negliżu. Bo mogę.
I na deser: Sherlocki w negliżu. Bo mogę.
![]() |
Cumberbatch nie jest zadowolony! |
Mnie się za to film o Sherlocku (pierwszy, drugiego jeszcze nie widziałem) kompletnie nie podobał. Owszem, fajnie nakręcony, ładne sceny, dobry dźwięk. Ale klimatu książek nie oddał kompletnie (tego klimatu, który ja sobie wykształciłem po przeczytaniu). Wyglądał trochę tak, jakby Sherlocka i Watsona mentalnie przenieść w XXI wiek, chociaż fizycznie nadal tkwili w XVIII/XIX. A gdzie "drogi Watsonie!"? Doyle nieco inaczej pokazał stosunki dwóch bohaterów...
OdpowiedzUsuńSerialu niestety nie oglądałem. Ba, nawet nie widziałem, że istnieje! Także dzięki za polecenie, na pewno zerknę na niego.
A co do książek, to polecam "Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa" wydaną przez Wydawnictwo Rea. Obejmuje wszystkie dzieła Doyla o Sherlocku, w odpowiedniej kolejności, w niezłej cenie. Niestety dość niewygodna w czytaniu, ale i tak warto.
Mi się właśnie to podobało, że odbiegł od tego klasycznego wizerunku Holmesa. Klasyczny wizerunek nudził moje dwudziestopierwszowieczne gusta :D Lubię reinterpretacje klasyki, jeśli są zrobione dobrze, a zrobienie z Holmesa bohatera kina akcji wyszło im zaskakująco zgrabnie (przynajmniej w pierwszym filmie).
OdpowiedzUsuńOk, tylko w takim razie po co wciąż udają, że to XIX wiek?
UsuńBo to dziewiętnastowieczny film akcji!
UsuńJejku, te komentarze się stopniują. Naprawdę dawno tu nie zaglądałam.
Pierwszy film wykorzystał te cechy Holmesa, które pomijano w innych ekranizacjach. Nie był to ułożony, dobrze ubrany, doskonale wychowany pan, tylko momentami nie zadbany, zawichrowany ćpun (chociaz kokaina była wtedy legalna). To wszystko zrobiło bardzo fajne i świeże podejście. "Gra Cieni" natomiast nie była już kolejną fajną adaptacją. To był po prostu sequel świetnego filmu z Downey Jr. I jako sequel właśnie broni się nieźle. Był nieco wtórny, ale bardzo przyjemny w odbiorze. Wiem co mówię, widziałem dwa razy.
OdpowiedzUsuńNatomiast "Sherlock" od BBC był świetny. Szczególnie zrobiło mi dobrze zakończenie "Reichenbach Fall", bo rzadko po serialu siedze w nocy i zagaduje moją Agatę rozkładając finał na fragmenty starając się rozkminić jak to wszystko opracował Sherlock.
No jako sequel jest w porządku, pewnie nawet kupię na DVD i będę z przyjemnością oglądać, ale "Gra cieni" ma poważne problemy i nie dorasta do pięt pierwszemu filmowi. Trochę mnie to rozczarowało.
UsuńNapisałaś wszystko, co mogłabym powiedzieć. Nic więcej do dodania.
OdpowiedzUsuń<3
Usuń