piątek, 27 maja 2011

Jest piątek, piątek

Szczerze mówiąc, od jakiegoś czasu dziwi mnie absolutna nienawiść, jaką internety żywią do kiepskich nastoletnich gwiazd muzyki. Rozumiem, że można odczuwać oburzenie na rażącą niesprawiedliwość, kiedy jakiś siedemnastoletni chłopiec w błyszczyku zarabia kilkanaście milionów, a my z trudem zdobywamy fundusze na sobotni wieczór i nowe buty. Rozumiem, że można rozpaczać nad gloryfikacją miernoty i pomijaniem Wartościowych Artystów (chociaż nie jestem pewna, czy to nie zakrawa już na snobizm rodzaju "za moich czasów było lepiej"). Ale nie rozumiem, jak można odczuwać ekstatyczną radość z faktu, że postać Justina Biebera została zastrzelona w odcinku CSI, albo po co tworzyć takie obrazki. I o ile najgłupszy argument świata, "to po prostu zazdrość", jakoś się jeszcze odnosi do Justina, którego wypromowała jednak wytwórnia, to nie rozumiem o co chodzi z Rebeccą, gwiazdą Internetu, wypromowaną przez ludzi, którzy jej najwyraźniej nienawidzą

Tym bardziej, że całkiem szczerze lubię "Friday". Naprawdę.

Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest dobra piosenka. Tekst jest głupi, infantylny i miejscami niegramatyczny, a teledysk - zwyczajnie idiotyczny. Nie wypowiadam się o warstwie muzycznej, bo się na tym nie znam, ale zgaduję, że w tej kwestii też nie jest najlepiej. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu słyszałam bardziej szczerą piosenkę. Jestem w stanie z czystym sumieniem i bez wstydu powiedzieć, że mogłabym się podpisać pod większością rzeczy, które Rebecca tam wyśpiewuje. WŁĄCZNIE z wyliczaniem dni przed piątkiem i po nim. Nie wierzę, że ja i Rebecca Black jesteśmy jedynymi osobami na świecie, które to robią, to przecież samo przychodzi (tylko wcześniej nikt nie napisał o tym piosenki). Nie jest to najbogatsza, ani najbardziej poruszająca myśl, jaką można mieć, ale życie nie składa się tylko z najbogatszych i najbardziej poruszających myśli.

(Z tego też powodu nie bawi mnie Żeberka Black. Ten tekst jest piękny i idiotyczny sam w sobie, po co próbować go "upiększać" i "uzabawniać" błędnymi tłumaczeniami na polski?)

"Friday" jest tak idealnie prawdziwy, a przy tym brzmi tak radośnie i entuzjastycznie, że nie wiem, jak można go nie kochać. Jestem w stanie na miejscu wymienić kilka piosenek, które mają głupsze teksty i są tak pretensjonalne, że nie da się nimi cieszyć, a mimo to nie żywi się do nich nienawiści. Nie rozumiem tego. Chodzi o to, że "Friday" jest o bzdurach, a Sztuka nie powinna mówić o bzdurach? Przecież ta piosenka idealnie odwzorowuje rzeczywistość, jest perfekcyjnie mimetyczna (to znaczy, w warstwie tekstowej; nie wiem, jak jest w rzeczywistości z nastolatkami w samochodach i na piątkowych imprezach) i na tym polega jej piękno.

Naprawdę, why so serious. "Friday" jest głupawe i radosne, ale jest szczere. Nie każdy piosenkarz to Leonard Cohen. I CAŁE SZCZĘŚCIE. Świat, w którym muzyka byłaby traktowana zawsze śmiertelnie poważnie musiałby być nie do zniesienia. A tak mam przynajmniej co sobie puścić w każdy piątkowy poranek i czym się cieszyć przez resztę dnia.

Czasem trzeba trochę odpuścić.

A tymczasem: miłego słuchania.

12 komentarzy:

  1. Wydaje mi się że główny problem z tymi piosenkami to nie to, że one są złe, ale że są infantylne i chwytliwe. Kiedy taką usłyszysz, to wpada ci w ucho na resztę dnia (jak nie życia). A ludzie nie chcą się przyznać że lubią i nucą sobie coś tak dziecinnego jak Friday, więc mówią "nie ja tego wcale nie lubię, o popatrz obrazek wyśmiewający to, HA-HA-HA, śmiej się ze mną".
    Nie powiem że tak nie robiłem, bo moment hejtu na Firday miałem, ale to było wtedy jak wszyscy tym spamowali na lewo i prawo bo "HEJ ZOBACZ JAKA GŁUPIA PIOSENKA. GŁUPIA, CO NIE?".

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie nie rozumiem, dlaczego ludzie nie chcą przyznać, że lubią. Przecież nie ma w tym nic złego, że lubi się coś, co nie ma wielkiej wartości artystycznej

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tam tekst nie boli, bo jak wspomniałaś sa głupsze piosenki, natomiast co do warstwy muzycznej, za pierwszym podejściem wytrzymałem 30 s. To boli. Co do nabijania się z Rebecci to jedyną rzeczą jaka mnie bawi jest cover Matta Mulhollanda, który robi z tego cudownie depresyjny kawałek i przy okazji ma warstwę muzyczną zdatną do słuchania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli mogę się wtrącić, to moim zdaniem problemem jest nie to, że jest to durna piosenka, przy której Fasolki wydają się głębokie.

    Problem leży w tym, że ktoś wydał kasę na lansowanie takiej miernoty. Takie samo podłoże ma hejt wobec J. Biebra - oni są po prostu za mali na to, by być gwiazdami, podczas gdy inni dochodzili do tego znacznie dłużej.

    Mam wrażenie, że to właśnie świadomość tego, ile pieniędzy ktoś wyłożył, żeby zorganizować sesję nagraniową trzynastolatce plus pieniądze na nakręcenie kiepskiego teledysku są tutaj drażniące i powodują ten zalew hejtu.

    A co do radosnych piosenek o piątku, polecam "Friday I'm in love" The Cure (notabene wzmiankowany w klipie panny Black).

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli mówisz, że to jednak głównie zazdrość o fundusze?

    OdpowiedzUsuń
  6. "Świat, w którym muzyka byłaby traktowana zawsze śmiertelnie poważnie musiałby być nie do zniesienia."

    No zgoda, ale jest muzyka niepoważna i niepoważna. Bo jak robią to na przykład kolesie z Łąki Łan, to wychodzi lekko, błyskotliwie i z polotem, zaś przy Rebecce potrafię zdobyć się co najwyżej na "meh".

    Ale jak ktoś lubi, to na ogół powstrzymuję się od hejtu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie tyle o fundusze, co o pewną nieproporcjonalność. Ona jest po prostu za młoda i za mało utalentowana, żeby ją tak lansować.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Misiael, imho jest spora różnica między Łąki Łanem, a Rebeccą Black. To pierwsze jest robione z konkretną intencją i zamiarem wywołania konkretnego efektu, co wymaga poważnej pracy nadniepoważną trescią. To drugie jakoś przez przypadek wychodzi głupio i wymaga więcej dystansu do muzyki od publiczności, żeby bawić i cieszyć.

    @Falk Nie wiem, czy jest za młoda i za mało utalentowana, skoro zarabia miliony i to jest fakt. Jeśli zarabia, to jest w odpowiednim miejscu. Kapitalizm!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam współczuję Bieberowi. Utalentowany chłopak, ponoć umie grać na wielu instrumentach. Wylansował się na YouTubie, jakaś wytwórnia go tam wyłowiła i przerobiła na swoją bezmózgą marionetkę. Teraz wydaje się książki i filmy o jego NASTOLETNIM życiu. C'mon.
    Jak panna Black, trafił do idealnego miejsca. Na pewno zawsze tego pragnął. Ale teraz tylko od nich zależy, czy na starość obejrzą się za siebie i będą przepraszać za całą swoją karierę jak Vanilla Ice, bo do końca życia zostaną marionetkami, czy skorzystają z tego wybicia i zaczną robić coś, na co będa mogli na starość popatrzeć z dumą i bez wstydu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może jestem przywiązany do niedawno standardowego modelu, tj. zakłada się z kolegami kapelę, gra po garażach, knajpach, klubach studenckich, wysyła się demówki... OK, pewnie Bieber też wysyłał demówki, ale gość wywołuje zjawisko na miarę Beatlemanii w nieporównywanlnie krótszym czasie. Skutek pewnie będzie taki, że równie szybko się o nim zapomni.

    Jak zauważył Spell, osiągnął sukces bardzo szybko. Ludzi znacznie odeń starszych (Presley, Cash, Epstein) mniejszy sukces łamał. Ot, Britney Spears. Co z niej teraz zostało?

    Kolejną przyczyną, dla której "Friday" wywołuje tak skrajne reakcje może być też to, że jest szyty zbyt grubymi nićmi i czuć tę sztuczność. Może się dzieciaki wybiją i zaczną robić coś wartościowego. Wtedy odszczekam moje posty psim głosem. Ale raczej jestem spokojny, że nie będę musiał tego robić.

    OdpowiedzUsuń
  11. No dokładnie, nucę "Friday" w każdy piątek. W sumie nucę to za mało powiedziane bo z kumpelą kochamy to również śpiewać. Mam o tej piosence takie samo zdanie jak ty. Jest radosny, ale to pozytywnie bo nie można słuchać samych smutasów, Odliczanie dni tygodnia - to chyba każdy uczeń na świecie to robi, no może 99,9% :), ja nawet często opisy na gg sobie ustawiam o tym, że piątek to najbardziej oczekiwany dzień tygodnia itp.. No i jeszcze pomaga zapamiętać dni tygodnia jakby ze stresu się na jakimś sprawdzianie z anglika zapomniało ;P
    Co do Biebera to nie przepadam za nim. Nie, że mu zazdroszczę czy coś bo akurat jego niektóre piosenki np. z Shonem Kingstonem, lubię bo wpadają w ucho. Ale zbierając fakty to głos taki nadzwyczajny nie jest, na wielu zdjęciach wygląda jakby miał makijaż (błyszczyk, pomalowane brwi - to widać), A w dodatku gdy myślę Bieber to miesza mi się jego obraz z obrazem jednego idioty od nas ze sql, serio głos, wygląd - bardzo podobni. No i jeszcze to, że przez jego imię już nikt nie myśli Timberlake tylko Bieber, nawet na moim przykładnie mogę udowodnić: za każdym razem jak mówię o tym, że znów nucę Justina kumpele patrzą się na mnie jakbym kogoś zabiła i muszę szybko dodawać, że Timberlakea, a nie Biebera - irytuje mnie to bo przecież Timberlake to jedna z tych gwiazd popu o którego muzyce niegdyś ciągle się mówiło i nie trzeba było dodawać nazwiska bo i tak wiadomo było o kogo chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Show-business jest bezlitosny, wczorajsze największe gwiazdy dziś ustępują młodszym, co poradzisz :D

    OdpowiedzUsuń