poniedziałek, 16 maja 2011

Wszystko jest translacją

No i po KW. To był bardzo udany weekend i nie wiem nawet, od czego zacząć tłumaczenie, dlaczego był udany.

Podróż do Warszawy była bardzo udana, bo po tym, jak jakieś dwie baby z psem zajęły przedział, który zajmowały nam Magda z Moniką, znaleźliśmy przedział dla rowerów. Idealne miejsce dla ośmiu osób podróżujących na południe. Ze dwie osoby na nas nakrzyczały, że nie jesteśmy rowerami, ale trudno!

Nasz hostel był całkiem przyjazny. Nie był bardzo daleko od dworca i przyjemnie się w nim siedziało. Z zewnątrz wyglądał dosyć strasznie, ale w środku widać było pewien wysiłek włożony w wystrój. Mi się całkiem podobała Maria Skłodowska-Curie spoglądająca ze ściany naszego pokoju.

Sam festiwal w tym roku był w porządku, chociaż Basen miał ogromną przewagę nad Pałacem. W zeszłym roku byłam na mnóstwie paneli, włącznie z tym o Komiksie Kobiecym, i nawet jeśli nie zawsze zwracałam szczególną uwagę na to, o czym mowa, to jednak gdzieś coś zawsze się usłyszało. W tym roku aż do niedzielnego poranka nie wiedziałam nawet, gdzie miałabym pójść, żeby coś zobaczyć. Gdyby komiks kobiecy wydarzył się w tym roku, nie przeszedłby takim echem, bo zwyczajnie byłby zbyt ukryty, żeby ktoś poświęcił mu dość uwagi.
Komiksów też w sumie było jakby mniej, ale za to książki! Ach, książki! W końcu dołączyłam do grona ludzi, którzy wracają do domu z mnóstwem rzeczy do czytania, bo nakupowałam sobie książek. Książek. Na festiwalu komiksowym. Nerdgasm. <3.

Ale przecież kto jeździ na festiwale kupować komiksy. Na festiwale jeździ sie w celach czysto towarzyskich. Nocowanie i podróż z Trójmiejską ferajną to jedno, a spotykanie 2-3 razy do roku ludzi z reszty kraju to coś zupełnie innego. Jakoś co roku tych ludzi jest coraz więcej, ale miło tak sobie uścisnąć dłoń z kimś, kto wcześniej był tylko zbiorem pikseli. A było gdzie sobie ściskać ręce - na korytarzach Pałacu, przy okazji meczu (który Wydawcy przegrali tylko dlatego, że Reszta Świata miała tak ze dwa czy trzy razy więcej zawodników, którzy rzadziej wchodzili na boisko, wolniej się przez to męczyli i na koniec po prostu masakrowali już wykończonych Wydawców; niesprawiedliwość!), na pomeczowej imprezie z darmowym piwem w jakiejś knajpie w budowie, pod Pałacem, w drodze na obiad, w drodze na piwo, zamawiając "kotlety jak berety" w pubie, gdzie na suficie stał stół i łóżko, nad Wisłą, pod after party (bo kto by wchodził do środka, gdy wstęp płatny, a na zewnątrz i tak przyjemniej?), po after party na youtube party u makowca, na panelu Dema i Katerów, w drodze na pociąg. No wszędzie.

Co zostało do dodania? Komiksowa Warszawa to fajna impreza i spisanie wszystkich powodów, dla których tak jest, byłoby niemożliwe - po pierwsze post byłby ekstremalnie tl;dr, a po drugie wszystkie opisane w nim atrakcje byłyby sytuacyjne, niszowe i zabawne tylko dla ludzi, którym nie trzeba ich opisywać, bo przy nich byli. W tym roku KW była bardziej towarzyska niż festiwalowa (mimo że jedyne towarzyskie wydarzenie ujęte w programie, z przyczyn niezależnych od organizatorów, wyszło jak wyszło), ale to nie zmienia faktu, że doskonale się na niej bawić nietrudno.

Mam nadzieję, że widzimy się za rok. :)

7 komentarzy:

  1. Jak wygląda gżegżółka?

    Mi trochę żal, że Magda, Monika, Imana i parę innych osób, które były na festiwalu komiksowym w innym mieście po raz pierwszy, zobaczyły go od tak złej strony, bo faktycznie nie czułem, jakbym był na festiwalu, tylko na zjeździe towarzyskim. Za to na jakim zjeździe!
    Nic to, nadrobim na BeeFce!

    Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi jeśli kogoś było żal, to ludzi którzy sie na panelach wypowiadali, bo nie miał ich kto słuchać.

    Ale targi książki <333.

    OdpowiedzUsuń
  3. Meh, każdy się już przyzwyczaił, że na panele przychodzą tylko Twoi znajomi. Komiksowo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ja wiem czy od złej strony? Fakt, że na BFK obskoczyłyśmy znacznie więcej paneli (bo na KW byliśmy na 1 i to niecałym), ale dostałam od festiwalu tego, czego chciałam. Poznałam mnóstwo ludzi, usłyszałam sporo interesujących plotek, dobrze się bawiłam i jeszcze wyjawiona została mi warszawska technika spławiania natrętnych meneli. Tęsknię, KW!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy "Niepojmowanie Mangi" to sensowna lektura, czy też typowa błazenada pod tytułem "oni piszą krzaczki wszedzie"?

    OdpowiedzUsuń
  6. "Niepojmowanie mangi" to po prostu Dem. Jeśli lubisz Dema, to by Ci się spodobało.
    Spell ma tam ładny art gościnny. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Keik, powiązanie albumu Dema z mangą kończy się na okładce i połowie tytułu.

    OdpowiedzUsuń